Nasze Miśki - I cóż, że ze Szwecji
Bizi78 - 04-04-2019, 11:33
Maciek sam strofuje userów, którzy nie wstawiają żadnych fotek w naszych miśkach a tu co, ryba psuje się od samej góry .
Trzeba będzie mu zamknąć temat .
joujoujou - 04-04-2019, 12:02
Wziął przykład z Hitchcocka - na początek trzęsienie ziemi, a później napięcie rośnie.
pamar - 04-04-2019, 14:08
Oj tam, wystarczy zadzwonić - sam się wygada
O ile odbierze połączenie
mkm - 04-04-2019, 17:39
Bzyk_R1 napisał/a: | Moja ciekawość się wypala. Nie wolno tak długo zostawiać widzów/czytelników. |
Ten XXI wiek i szybkość życia... 2 dni i ciekawość dogasa
Marcino napisał/a: | Może chociaż MKM bedzi co tydz coś wrzucał jak na poważny serial przystało... |
Taki jest plan na publikację tego tasiemca
Nawet nie wiecie jak bardzo chciałbym, żeby ten temat dotyczył jakiegoś białego kruka, ale napisałem - fura trzycyfrowa czyli kruki odpadają.
Cecilia Yoshizawa podpowiada co to może być
https://www.youtube.com/watch?v=qTUY6lwd9VY
Bzyk_R1 - 04-04-2019, 21:12
Cytat: | Ten XXI wiek i szybkość życia... 2 dni i ciekawość dogasa |
Takie czasy. Dzisiaj modne kilka ślubów albo na kocią łapę, jak brakuje wrażeń to się robi Swingers party, normalnie znaczy nudno więc LGBT się próbuje, w domu grzecznie przy rodzicach kościół obiadek, kawka placuszek a w klubie nocą jak ostatnie najgorsze, bułkę przez bibułkę...jak to się mówi. Szybkie życie, szybkie znajomości, Tindery szmery bajery. Taka sytuacja
mkm - 04-04-2019, 21:35
Proszę mi tu z autorem nie konkurować !
Zaspojlerujmy kolejny odcinek
https://www.youtube.com/watch?v=KUshuRRpWiQ
Hugo - 04-04-2019, 22:31
mkm napisał/a: | https://www.youtube.com/watch?v=KUshuRRpWiQ | Jasny gwint, jak ja bym chciał się przenieść do tamtych lat, chociaż na miesiąc...
Marcino - 04-04-2019, 22:45
Hugo napisał/a: | mkm napisał/a: | https://www.youtube.com/watch?v=KUshuRRpWiQ | Jasny gwint, jak ja bym chciał się przenieść do tamtych lat, chociaż na miesiąc... |
Pojeździł by za nią.... a mi się testy podobały. To jest coś co robię obecnie....
angelos - 05-04-2019, 08:08
i tan podkład muzyczny ... fajnie sie oglada takie stare reklamy
mkm - 07-04-2019, 20:53
Rozdział drugi ,czapter tu, zweites Kapitel, Dainishō.
Po obejrzeniu materiału promocyjnego Mitsubishi Colta CA z czasów jego nowości już trochę model poznaliście.
Pierwsze skojarzenie - auto kierowane do kobiet lub ludzi młodych.
Takie były założenia firmy, takie były cele, taka była grupa docelowa.
Kobietom zawdzięcza swoją zwrotność i spryt- pole widzenia, wyczucie narożników, lekkość i łatwość prowadzenia.
Młodym zawdzięcza bardzo dobrą dynamikę i niski punkt ciężkości (Colt jest najlepszym strażnikiem mięśnia piwnego – jak bęben zbyt pokaźny to wsiadanie/wysiadanie jest mocno utrudnione).
Dynamika to największy plus.
Auto pomimo wieku nie dostaje od nowych turbodiesli i multiturbin na silnikach z kosiarek.
Jak dodamy wagę – okolice tony w zależności od wersji – to mamy przepis na sprawne przemieszczanie się.
W dodatku spalanie jest jak w aucie miejskim, a nie sportowym.
Już 1.3 jest wystarczająco dynamiczne, a to prawie 40KM mniej niż 1.6 i 65KM mniej od 1.8.
I piszę tu o rynku europejskim…
Kilka lat temu Mitsubishi w reklamach chwaliło się mocą silnika 1.6 w ASX i Lancerach…
116KM z Mivec-iem w XXI wieku…
116KM - wow…
CA z 1992 113KM na jednym wałku, bez Miveca.
Jak komuś było mało to były jeszcze dwie mocniejsze wersje tego silnika.
Około (bo różnie źródła podają) 145KM na dwóch wałkach i… 168 - 175KM z Mivec-iem… (różne źródła, różne przeliczniki)
Początek lat 90-tych… pojemność 1597cm3.
Najmocniejsze silniki to oczywiście rynek japoński – tylko tam trendy było uzyskiwanie max. mocy przy 7tys obr/min.
W Japonii był nawet puchar Colta – który na rodzimym rynku występował pod nazwą Mirage.
Warto oglądnąć bo działo się od startu do mety.
https://www.youtube.com/watch?v=RRdXqCdiph4
Była też jedna ograniczona mocowo jednostka (efekt przywalenia Japończykom „podatku od mocy” w Europie w połowie lat 90tych) – oczywiście ten sam silnik 4G92 1.6 o oznaczeniu MVV – tylko 90KM za to dużo niższe zużycie paliwa (to jest jedyna wersja Colta CA, której osobiście na własne oczy jeszcze nie widziałem ).
Od tego czasu ćwierć wieku minęło.
Model od ładnych 10lat systematycznie znikał z ogłoszeń, a co za tym idzie z dróg.
Obecnie najczęściej jest złomowany lub przekazywany komuś w rodzinie na dobicie.
Czasem coś się sprzeda w cenie pojazdu, a nie złomu.
Jest też kilka bumerangów powracających od lat na portale ogłoszeniowe.
Ale zakup CA nigdy nie był prosty.
Gdy Polska się motoryzowała (a miała na to zaledwie kilkanaście miesięcy bez ceł i podatków na początku lat 90-tych) CA dopiero wchodziło do salonów.
O dziwo Colt był dostępny w PL jako nowy.
Osobiście widziałem dwa Colty z ocalałymi papierami, które to potwierdzały dobitniej niż przekaz ustny.
Były masakrycznie drogie…
Potem już można było kupić jedynie używane i to też nie bardzo…
Polskie władze od lat 90tych chroniły rodzimy przemysł samochodowy… Tak tak Poloneza i inną krajową patomotoryzację.
Dowalono takie cła i opłaty, że do auta używanego trzeba było dołożyć lekko drugie… a bez znajomości wg. tabel nie kończyło się na „drugie tyle”.
To była masakra.
Żeby jednak ktoś mógł sobie zarobić - ówczesny pan od ceł wprowadził wyłączenie lub inaczej obejście tego przepisu – składaki.
O składakach zapewne większość z Was słyszała, a sporo Mitsumaniaków myślę, że miało taki wpis w dowodzie.
Na czym to polegało?
Na łupieniu obywateli – potem kilkanaście lat później ten sam patent zastosuje Ukraina…
Jak wwoziłeś auto całe to szedłeś z torbami.
Jak wymontowałeś układ napędowy i zawieszenie oraz wwiozłeś go na dwóch przyczepach to płaciłeś symboliczne opłaty.
Składaki były jakie były.
Jak handlarz miał chody na cle to auta wjeżdżały w kawałkach tylko na papierze.
Jak nie miał to trzeba było rozbierać.
Wszystko zależało jak auto zostało rozebrane i jak złożone.
Jak w warsztatach, a śrubki nie poginęły – było w miarę ok.
Jak byle gdzie - to człowiek wpadał w dziurę z której już się nie wydostawał.
Patenty w składakach były jedyne w swoim rodzaju i niewyobrażalne - nawet późniejsze podrutowane konwersje z anglików do pięt mistrzom prowizorki od składaków nie dorastały.
Do dzisiaj przetrwało jeszcze kilka CA, które w dowodzie mają adnotację składak i dziwny rok produkcji (rok produkcji składaka to jego rejestracja).
I tak Poland został zalany składakami, granica polsko-niemiecka zaroiła się od rozbieralni, gdzie hurtowo przygotowywano auta do przejazdu przez granicę, a my straciliśmy dostęp do ładnych CA, których nie opłacało się przywozić.
Sytuacja zmieniła się na początku XXI wieku, gdy poluzowano opłaty związane ze sprowadzaniem pojazdów używanych.
Niestety nadal pozostały one wysokie.
Poszukiwano więc najtańszych egzemplarzy – najlepiej po wypadkach.
Najlepiej ciężkich.
I tu następował strzał w kolano –brak zamienników, brak części używanych i koszty naprawy nie uczyniły z CA lidera sprzedaży wśród handlarzy, a ciągnęli ich sporo – trafiały się perełki, ale w większości niestety były to pudrowane trupy.
Złote lata dla CA nastąpiły w połowie lat 2000-ych.
Opłaty obniżyły się na tyle, że można było sprowadzać ładne auta – oczywiście trupy zwożono nadal, ale już bardziej pół na pół, a nie na dziesięć sprowadzonych jeden dobry.
Niestety CA miało już wtedy między 10, a 15 lat, więc nie było szczególnie poszukiwane, ale ściągnięto ich tyle, że te lata można śmiało nazywać złotymi latami CA w Polsce.
Złote lata nie trwały zbyt długo.
Handlarze przerzucili się na nowsze modele, a CA ściągane było już albo na specjalne zamówienie, albo było brane przez przypadek lub jako gratis do innych zakupów.
Te podpudrowane szybciej lub wolniej zmierzały w kierunku złomu.
Ostatnia dekada to już równia pochyła.
Najpierw kilkaset ogłoszeń, potem kilkadziesiąt, kilkanaście, aż w końcu raz na kwartał kilka sztuk.
Dzisiaj zaklikując ogłoszenia sprzedaży CA - nie starsze niż 4tygodnie (w całej Europie) - znajdziemy kilka egzemplarzy – w większości podstawowe wersje.
Spora część tych resztek z ostatnich lat jeździ dzisiaj na Ukrainie lub została zdemontowana na recyklingach.
Ceny zadbanych CA w Europie zachodniej systematycznie rosną.
Tak jak jeszcze kilka lat emu znalezienie Colta w niezłym stanie za 100-200Euro nie było niczym skomplikowanym tak teraz staje się to praktycznie niewykonalne.
Minimalna wyjściowa cena za auto nadające się do ratowania to teraz około 600Euro za normalnie zużyty, ale nie zatyrany egzemplarz.
Wszystko poniżej to skarbonka bez dna.
Kilka lat temu przeżywałem katusze oglądając jakie ładne sztuki sprowadzane są tylko na części.
To był okres wyprzedaży Coltów we wspomnianych cenach krążących wokół 100Euro.
Cieszyłem się nawet, że części używane będą pochodzić z dobrze utrzymanych sztuk.
U nas po upływie prawie ćwierćwiecza od opuszczenia fabryki nawet najtwardsze egzemplarze zaczęły wyglądać już tak tragicznie, że zainteresowanie kupujących się skończyło.
Kto chce wypłowiały zrysowany połamany samochód? W dodatku stary…
Jakby wyglądał ładnie to może, ale tak?
I tu mamy tragedię modelu.
Wyobraźcie sobie, że model CA w ostatnich 2latach upadł już tak nisko, że na złomie nie pozyskuje się z niego części…
Od razu, palnik, rwanie i prasa.
Serce pęka.
Moje pękło na podbocheńskim szrocie.
Śliczne białe szwajcarskie CA4A (Colt 1.6) z szybrem na pełnej elektryce stało się kostką.
Pytam: Gdzie części?
Jakie części? Panie! Szkoda miejsca i czasu i tak tego nikt nie kupuje…
W sumie fakt…
W Colcie zapewne padł aparat zapłonowy, skończyło się sprzęgło lub dmuchnęlo uszczelkę… 150zł – 500zł i jeździłby dalej…
Właściciel nawet nie podjął próby naprawy.
Spóźniłem się dosłownie kwadrans.
Takich przypadków jest niestety więcej.
Jeżeli ma się świadomość, że za auto można uzyskać około półtora tys. do dwóch w porywach… to już nawet 30zł na myjnie szkoda o mechaniku nie wspominając…
To już grzebie możliwości normalnej sprzedaży.
Z jednej strony jest to w pełni uzasadnione, ale z drugiej mamy sprzedaże takich padlin za chore pieniądze, że momentami nie ogarniam tej kuwety.
Polepione, usyfione, przegniłe 1.3 potrafi pójść za niezłe pieniądze, a egzemplarz w 100x lepszym stanie za niższe pieniądze nie znajduje chętnego miesiącami…
Najbardziej boli jak widzę, naprawdę fajny stan auta i słyszę, że nie opłaca się robić…
Często tak jest i jest to zwykle słuszne podejście, ale…
Dlaczego opłaca się robić kilka lat młodszą Fiestę, Corsę lub jakiś wynalazek francuski?
Odpowiedź jest prosta - stan wizualny i dotychczasowy serwis.
Fiesta z 2002 ma dzisiaj już połowę części wymienianą po trzy lub cztery razy – Colt nadal jeździ tak jak go fabryka wypuściła…
Inwestycje – porównanie planów:
500zł w Colta – nieeee, nie opłaca się…
1000 zł? – bez sensu – przecież to na chwilę.
2000zł? – na głowę nie upadłem
3000zł i wyżej – Musicie się domyśleć, ponieważ tego nie będę cytował… ale dotyczy to kondycji psychicznej…
Za to przy kilka lat młodszym aucie „popularnym”?
500zł w pełnoletniego Francuza lub innego Niemca? Normalne – przecież to nie jest nowe auto…
1000zł – Co to jest tysiąc? Tyle nowe opony kosztują.
2000zł – Jak chcesz jeździć to musisz zainwestować.
3000zł i wyżej – jakbym chciał bezawaryjny to bym do salonu poszedł…
Life is brutal… i dotyczy każdego modelu wcześniej czy później…
Kolejna kwestia - oczekiwania kupującego…
Tu potrafi się dziać grubo…
Najlepiej jak jest najtaniej – od tego zawsze się zaczyna.
Bez rdzy – bez względu na wiek.
Przebieg do 100tys, klima, elektryka, czujniki parkowania, sprzęt audio, bezwypadkowość obowiązkowo na 1000%, od pierwszego właściciela oczywiście – nigdy nie od handlarza…
Bez inwestycji, po pełnym serwisie, nie poobijany, bez rys…
Niekoniecznie ze skórą, bo w lecie parzy…
No i oczywiście najlepiej na promocji z dostawą pod dom…
No i handlarze realizują te marzenia…
Kupują padlinę, wkładają kilka stówek w kosmetykę i części, dorzucają godną marżę i śmieją się z frajerów, którzy kupili spełnienie marzeń dla żony, córki, kochanki lub po prostu dla siebie, ile to w ciągu najbliższych miesięcy „frajer popłynie”.
Niestety… do 5tys to nawet skuter porządny kupić ciężko, a co dopiero samochód.
Policzmy koszty – nie skupiając się nad Coltem.
Opony komplet – powiedzmy, że 14-tki - używane to lekko 300zł. Coś nowego co nie jest zrobione z ryżu to już od 600zł.
Świece, płyny, jakieś kable, jakaś pierdoła i kolejne 300zł bez szaleństw i bez górnej półki.
Hamulce – klocki, przewód, płyn – kolejna stówka przy założeniu, że mogą być spowalniacze, a nie hamulce.
Jakieś zaprawki, jakieś czyszczenia, coś uszczelnić, coś wymienić, coś z osprzętu i kolejne skarbonka pęka.
A gdzie jeszcze wymiana zużytych części, jakiś tapicer, żeby było miło… Jakieś pranie, poprawki blacharsko lakiernicze, żeby fura wyglądała…
Rozrząd, sprzęgło, zawieszenie? Akumulator?
Dycha niewyjęta, a miało być tak pięknie… Bezkosztowo… Tanio…
Dla pocieszenia - Tak się dzieje w każdym pułapie cenowym.
Kupując np. coś za 100tys z aut używanych wszystko wygląda tak samo – do kosztów wystarczy dopisać po zerze i kosztorys gotowy.
Kolejna kwestia – naprawy.
Populary uwielbiają tanie zamienniki i dopasowania. Tu się podklepie, tu się podwierci, tu się walnie adapterek i będzie śmigać.
Colty druciarstwa nie trawią – albo grubo albo wcale.
Tani zamiennik i zamiast poprawy jest pogorszenie i to w porównaniu do wywalonego oryginału.
Uczciwy warsztat, który to zrobi zgodnie ze sztuką, a nie w stodole przy użyciu kilku podstawowych narzędzi to kolejne koszty.
Śmiało mogę napisać, że większość usterek w Mitsubishi to nie efekt usterki tylko bezmyślnego błądzenia po omacku w poszukiwaniu niedomagania i patentów stodołowców.
Użytkownicy silników DID i GDI są tego najlepszym przykładem.
Dobry serwis, pilnowanie interwałów serwisowych, dobre części i Miśki są bezobsługowe.
Patenty, niewiedza, drogi na skróty, druciarstwo i zaczyna się droga przez mękę zakończona kupnem Niemca lub innego Francuza i dumnego głoszenia jaki to Mitsubishi syf robi…
Niestety bezobsługowość u nas traktowana jest jak brak konieczności zaglądania do mechanika…
W starym aucie można w ciemno zakładać wymianę wszystkiego – kwestia określenia terminu i własnych oczekiwań.
Jedno się nie zmienia – Colt wiele wybacza i jeździ do końca.
Będzie rzygał olejem, przegrzewał się, trzeszczał, łamał się, ale bez problemu Vmax złapie…
Haslo dojadę i zezłomuję, w tym przypadku się nie sprawdza - ciężko go dojechać…
Jako spojler kolejnych odcinków mogę tylko napisać, że w roku 2006, gdy podejmowałem decyzję czy robić czy nie robić Colta mojej partnerki – starego, dobrego, opisywanego na Forum Weterana w stanie agonalnym - to postanowiłem go zarżnąć.
Katowałem go okrutnie.
Trzy miesiące.
Przetrwał.
Dostał w nagrodę remont, który w sumie nie był remontem tylko usunięciem drutów po poprzednich majstrach.
Mało tego – po latach, gdy skończyło mu się nadwozie i zostało odesłane na złom, wszystkie podzespoły trafiły do nowego nadwozia opisywanego na Forum Srebrniaka…
A gdy przód ze Srebrniaka był potrzebny dla srebrnego GTi, reszta znalazła się w także opisanym Colcie - Znalezisku, gdzie jeździ do dziś…
Niestety (a raczej stety) CA został tak zaprojektowany, że można olać usterki, mieć wylane amory, dolewać olej co 500km, mieć połamane nadwozie w trapezie, wywalone poduszki pod silnikiem do chwili, gdy fura odpala to można jeździć.
W końcu policjant zatrzyma dowód, diagnosta nie podbije przeglądu, mechanik wymówi kwotę zaporową i auto trafia na złom…
Do tego dochodzi wspomniany wygląd i wyposażenie.
Wygląd jest jaki jest – Colt był często mylony z Hondą. Ogólnie auto brzydkie nie jest, piękne też nie. Ma swój urok.
Wyposażenie – tu się nie ma czego wstydzić, ale nie w wersjach podstawowych.
Podstawa w 1.3 to porażka.
Inne fotele, inne manetki, auto wykastrowane z ¾ udogodnień.
Nawet głupiego podnóżka nie znajdziecie, podłokietnika, regulacji płynności wycieraczek, obrotomierza, regulacji poziomu reflektorów… do tego obrzydliwa kierownica i stołki z fatalnego tworzywa i materiału.
Jak do tego dojdą niemalowane zderzaki w kolorze jasnej szarości, to… jest słabo.
Takich wersji było zawsze najwięcej co gorsze to właśnie one przetrwały do dzisiejszych czasu w najlepszym stanie.
Co innego 1.6 i 1.8.
Te zostały zajechane, a partsy z zyskiem sprzedane do mniej doposażonych braci…
Były czasy, gdy za używane części rarytasowe trzeba było słono płacić.
1.6 nie licząc krajów Beneluksu, gdzie szły nawet bez wspomagania to był z reguły pełny wypas.
Jak na tamte czasy to wyposażenie było godne.
Nawet jeszcze dzisiaj grzane lusterka robią duże wrażenie.
Ale do tego tematu jeszcze wrócę.
W kolejnym odcinku mkm opisze znalezienie, ocenę, negocjacje i zakup bohatera tego tematu.
barthez2183 - 07-04-2019, 21:49
mkm, oby jak najszybciej był ten kolejny odcinek bo robi się coraz ciekawiej.
Hugo - 07-04-2019, 23:01
mkm, wygrałeś konkurs na najdłuższy post roku mkm napisał/a: | Złote lata dla CA nastąpiły w połowie lat 2000-ych. | Pamiętam jak w 2006 r. kupiłem CA4A z 1991 r. (jeden z pierwszych wypustów), wtedy to były auta bardzo poszukiwane. A ceny części, łohoho, używany oryginalny przedni reflektor STANLEY w bdb stanie praktycznie nie do kupienia, a jak się znalazło to ceny od 250 zł/szt. w górę. mkm napisał/a: | Dobry serwis, pilnowanie interwałów serwisowych, dobre części i Miśki są bezobsługowe | Amen.
Mam do niego straszny sentyment i muszę go tu wkleić (mam nadzieję, że się nie obrazisz):
Najlepsze jest to, że sprzedałem go w 2008 r. młodemu, strasznie napalonemu na niego chłopakowi z Wrocławia i z rok, półtora roku temu odezwał się do mnie czy nie chciałbym go odkupić, bo on nim już nie jeździ i nie będzie go robił. Myślę sobie czemu nie, nawet fajnie. Poprosiłem o aktualne zdjęcia i to był błąd. Prawie mi serce pękło, takiej ruiny to ja dawno nie widziałem, na dachu pęcherze wielkości pięści, na stalowych felgach, a w wydziale komunikacji trzeba by zgłosić zmianę koloru nawet nie na różowy, a na biały
Marcino - 08-04-2019, 09:54
Hugo napisał/a: | Poprosiłem o aktualne zdjęcia i to był błąd. |
Hugo pokaż....
Hugo - 08-04-2019, 10:25
Marcino, od razu usunąłem. Naprawdę nie było na co patrzeć
tościk - 08-04-2019, 14:25
mkm napisał/a: | Jedno się nie zmienia – Colt wiele wybacza i jeździ do końca.
Będzie rzygał olejem, przegrzewał się, trzeszczał, łamał się, ale bez problemu Vmax złapie…
Haslo dojadę i zezłomuję, w tym przypadku się nie sprawdza - ciężko go dojechać… |
Oj tak... mam jeszcze swojego, wprawdzie generację wyżej, służy za auto awaryjne jak Outlander w warsztacie siedzi, więc jeździ naprawdę rzadko. Ale zawsze niezmordowane i gotowe do jazdy. Mimo że należy już do klasy WRC, to uciągnęło bez większego problemu trasę przez pół kraju, po autostradzie.
Żal będzie złomować, ale raczej jest to nieuniknione. O części trudno, a młodsza i większa siostra drenuje portfel aż miło...
|
|
|