Forum ogólne - Co was najbardziej denerwuje na drodze?
piotras - 17-11-2005, 10:42
Co to jest 2h jadąc miśkiem - sama przyjemność . A tak na poważnie to oczywiście że jak nie wyprzedzam w takiej sytuacji to nie jade za TIRem na jego d..pie tylko robie luz żeby ktoś kto mnie wyprzedza mógł sie spokojnie schować miedzy mną a cieżarówką. Może i jezdze powoli ale jakoś tak wole stracić te 2h niż wogóle nie dojechać (szczególnie na trasie gdańskiej).
Anonymous - 03-02-2006, 20:15
Poszerza sie zakres tego, co mnie wnerwia na drogach. Z obserwacji zimowych:
1. Jazda szarym, rozjeżdzonym środkiem drogi - ja, by uniknąć czołówki, muszę spier*** Miśkiem na nieodśnieżone pobocze. Co ciekawe - im większy samochód osobowy, tym większe prawdopodobieństwo, że zapier** środkiem. MNiejsze autka trzymają się raczej pobocza.
2. Wyprzedzanie na nieodśnieżonej, nieposypanej drodze. Ludzie - wg mnie jazda po przysypanym śniegiem lodzie z prędkością 50 km/h i panowanie nad autem to maks. Jadę tą pięćdziesiątką, a wyprzedzają mnie barany i niejednokotnie mało nie rozbijają, bo podczas manewru wyprzedzania samochody zaczynają tańczyć. Po wyprzedzeniu jedzie cwaniak jeden z drugim i też tańczy po całej szerokości drogi, ale co - musi jechać szybciej! Skąd to się bierze!
3. Oświetlenie - temat rzeka. Jestem w stanie zrozumieć pewną panią w Peugocie 206, że ma od tygodnia spaloną żarówkę - może nie zauważyła (choć powinna), może nie potrafi jej wymienić i jest zbyt nieśmiała, by poprosić o to jakiegoś faceta. Na widok pajaców w kratowozach, jeżdzących 24/7 na przeciwmgielnych, dostaję piany. Ale kiedy codziennie widzę pewnego CH** w Kia Sportage od niemalże miesiąca jeżdżącego na światłach postojowych i przeciwmgielnych (mijania brak!!) i świecącego mi prosto w oczy (codziennie go mijam w drodze do pracy), to trafia mnie k***ica!
Anonymous - 03-02-2006, 22:40
Nie rozumiem tego, że na zatłoczonych ulicach Warszawy praktycznie wszyscy wjeżdzają na skrzyżowanie bez szans na zjechanie z niego. Podejrzewam, że robią tak dlatego, że większość tak robi i nie opłaca się być tym innym (czyt. "jeleniem"). Myślenie stadne k...
Moominek - 06-02-2006, 13:22
W Wawce obowiązuje chyba zasada kto pierwszy ten lepszy. Niestety z rondami bez sygnalizacji to tragedia. Proponuje co cierpliwszym przejechac rondem Stażyńskiego (btw. dalej ma tą nazwę?) w godzinach szczytu.
Ponadto wnerwia mnie nieumiejętność jazdy na zaśnieżonych drogach znacznej liczby kierowców. Albo jedzie 20km/h albo zap... zdrowy rozsądek mając w d... druga sprawa to brak wyczucia auta. Rusza taki patafian cisnąc gaz prawie do oporu, a autko oczywiście stoi.. i czekaj tatka latka za nim, aż taki wyjedzie z podporządkowanej.
No ale zima ma też swoje zalety. nauczyłem się pokonywac małe rondka na ręcznym.. o ile mniej czasu zajmuje jego pokonanie
Anonymous - 06-02-2006, 13:29
Ja miałem ostatnio okazję przez tydzień pojeździć sobie po mediolanie i florencji. I właściwie już mnie nic nie denerwuje w warszawie. Tu spoko jazda jest
Anonymous - 06-02-2006, 20:38
Dobra terapia Fido....to tak trochę jak w tym żydowskim dowcipie o kozie...
Anonymous - 07-02-2006, 22:12
Fido__ napisał/a: | Ja miałem ostatnio okazję przez tydzień pojeździć sobie po mediolanie i florencji. I właściwie już mnie nic nie denerwuje w warszawie. Tu spoko jazda jest |
Śmieszne, bo ja mam wręcz odwrotne doznania. Północne Włochy to może nie Austria, czy Reich, ale jeździ mi się tam o wiele przyjemniej, spokojniej, mniej stresowo i całkiem NA LUZIE - zupełnie inaczej niż po Warszawie. Najlepsze jest to, że przed pierwszym moim tam wyjazdem, bywały w Italii kolega zmusił mnie do zakupu porządnego, pneumatycznego klaksonu, bo bez niego to podobno ani rusz. Zamontowałem go, no i może ze dwa razy użyłem (w ciagu trzech tygodni). A po powrocie do naszej kochanej stolicy musiałem się przyzwyczajać do tej bonanzy na ulicach i ciągłego migania we wstecznym lusterku samochodów zmieniających pas ruchu. No i Włochy nauczyły mnie ulicznego współżycia z jednośladami.
Anonymous - 08-02-2006, 09:55
Alek napisał/a: | Fido__ napisał/a: | Ja miałem ostatnio okazję przez tydzień pojeździć sobie po mediolanie i florencji. I właściwie już mnie nic nie denerwuje w warszawie. Tu spoko jazda jest |
Śmieszne, bo ja mam wręcz odwrotne doznania. Północne Włochy to może nie Austria, czy Reich, ale jeździ mi się tam o wiele przyjemniej, spokojniej, mniej stresowo i całkiem NA LUZIE - zupełnie inaczej niż po Warszawie. Najlepsze jest to, że przed pierwszym moim tam wyjazdem, bywały w Italii kolega zmusił mnie do zakupu porządnego, pneumatycznego klaksonu, bo bez niego to podobno ani rusz. Zamontowałem go, no i może ze dwa razy użyłem (w ciagu trzech tygodni). A po powrocie do naszej kochanej stolicy musiałem się przyzwyczajać do tej bonanzy na ulicach i ciągłego migania we wstecznym lusterku samochodów zmieniających pas ruchu. No i Włochy nauczyły mnie ulicznego współżycia z jednośladami. |
To fakt, że w mediolanie było dużo lepiej. Florencja jednak jest 300km na południe - to już prawie centralne włochy. Tam ludzie potrafili na mnie trąbić (miałem włoską rejestrację więc się nie hamowali zanadto) kiedy zatrzymywałem się przed późnym żółtym światłem. Po kilku dniach wprawy przelatywałem tak samo jak oni na "wczesnym czerwonym". No i kolejna charakterystyczna rzecz, to brak pasów ruchu. Jeździmy kupą. Jeśli ulica jest na tyle szeroka, że zmieści się piąty samochód na 3 pasach, to ten piąty samochód wjeżdża. No i te wszechobecne skutery, które wjeżdżają dokładnie ze wszystkich stron. Myślę, że jestem gotów spróbować w Rzymie - ale to nastepnym razem
Anonymous - 08-02-2006, 11:15
Ja jakoś Mediolanu (Turynu, Genui, Bolonii itp) od Florencji nie odróżniałem, ale Rzym jest rzeczywiście już bardziej bałaganiarski i luzacki, choć mi to jakoś nie wadziło. Przyznaję jednak że bardziej na południe nie było mi dane prowadzić i nie wiem jak bym się czuł w takim na przykład Neapolu.
No i rzeczywiście masz rację: jazda na obcych, zwłaszcza czarnych tablicach może wyzwalać u Italiańców pewną dozę uprzejmości i taktu. Co jednak niewątpliwie dobrze o nich świadczy...
Anonymous - 08-02-2006, 21:06
Dawno temu byłem we Włoszech. Pamiętam czerwone światła i jak zapalała się zielona sptrzałaka do jazdy na wprost Podobnie dziwiaczny mają system opisu kierunków mna drogowskazach przed i za skrzyzowaniem, ale nigdy tego nie pojąłem i nie pamiętam co mi nie grało
Poza tym, święte krowy czyli skuterki. Ogólnie wysoko oceniam tametejszych kierowców za refleks i uprzejmość
luk_szc - 09-02-2006, 23:05
Ostatnio coraz częściej denerwuje mnie brak używania kierunkowskazów - co oni tak do sprzedaży - dźwigienka od kierunków prawie nówka , nieużywana - chamstwo pierwsza klasa Ignoranci je*ani Dziś kilka krotnie zbóje .
Anonymous - 09-02-2006, 23:17
luk_szc napisał/a: | Ostatnio coraz częściej denerwuje mnie brak używania kierunkowskazów. | Mnie też to rusza niesamowicie. Szczególnie kiedy jadę, a przede mną cała kolumna jadących aut wyprzedza rowerzystę lub pieszego. Gdy na dodatek auto jadące bezpośrednio przede mną to ciężarówka lub inny duży pojazd, szanse dostrzeżenia "przeszkody" znacznie maleją. Nawet dziś rano jadąc do pracy miałem kilkakrotnie do czynienia z taką sytuacją. Jeżdżę z Ursynowa przez Dawidy do Janek. Chodniki nieodśnieżone, piesi chodzą ulicą (pokrytą lodem, nieposypaną i nieodśnieżoną nota bene). Cztery samochody przede mną i żaden nie właczył ani razu kierunkowskazu, wyprzedzając kilkakrotnie pieszych.
luk_szc - 09-02-2006, 23:25
Droga przez Dawidy to inny świat Tam droga soli nie uraczy czy piaseczku .
Ludzie idą ulicą i w ostatniej chwili chyc na pryzmę śniegu . Kurna jak Armagedon - punkty można łapać
Anonymous - 10-02-2006, 13:45
Kiedyś wymyśliłem że ludzie nie używają kierunkowskazów bo ONI WIEDZĄ dokąd jadą, więc inni też przecież muszą wiedzieć. Długo nie miałem potwierdzenia tej teorii, ale niedawno zdarzyło mi się coś takiego.
Podjechałem taksówką po kumpla, a że uliczka wąska i zapchana, więc taksiarz wjechał w wyjazd z podziemnego garażu. Za chwilę brama się podnosi i ktoś chce wyjechać, więc cofamy się i wykręcamy tyłem w prawo. Wyjeżdża facet (nota bene Carismą) i z buzią że mu blokujemy ulicę, bo on właśnie w lewo chce skręcić. Na to taksówkarz (wyjątkowo uprzejmie) wyjaśnia, że gdyby pan raczył włączyć odpowiedni kierunkowskaz, to już wcześniej wszystko byłoby jasne. A facet na to: "ja przecież zawsze wyjeżdżam w lewo".
Majtki opadają!
Matejko - 10-02-2006, 15:57
najbardziej mnie denerwuje gdy prowadzi moj ojciec, gdy on prowadzi i jemu sie cos gada ze jak jedzie to on odrazu sie drze ze co ja wiem itp. ale jak ja jade to on mi moze gadac
|
|
|