Forum ogólne - Prawo jazdy - za którym razem zdałem
swees - 13-08-2006, 22:11
jak przygotowywałem się do egzaminu teoretycznego, to w szczycie formy rozwiązywałem test w 55-65 sekund. na egzaminie miałem 17/18 poprawnie.
egzamin praktyczny zdałem za pierwszym razem (2003 rok, fiat punto II), tym samym podtrzymując tradycję rodzinną zdawani za pierwszym razem (bez "łapek" oczywiście!)
pozdr
Robson86 - 14-08-2006, 21:44
Ja nie miałem jakiś większych problemów ze zdaniem "praffka". Teoria i praktyka za pierwszym podejściem! Choć z grupy 32 osób tylko 7 zaliczyło(wtedy kiedy ja zdawałem praktyke). Pozdrawiam
Anonymous - 15-08-2006, 21:02
Ja osobiście równiez znam osoby ktore umieją jezdzic i to bardzo dobrze a zdawały po kilka razy w niektorych przypadkach jest to pech a w niektorych poprostu zdenerwowanie tak to juz bywa
Anonymous - 16-08-2006, 14:45
za pierwszym razie oczywiście
MakroSerwis - 17-08-2006, 21:22
Od kilku lat ośrodki egzaminacyjne są przynajmniej wyposażone w lepsze auta. Ja musiałem jazdę zdawać na doje***nym Fiacie 125p, w którym trzeba było się dobrze zaprzeć, żeby skręcić kierownicą . No i trzeba było ją szybciutko "odkręcać" po wykonaniu manewru, bo sama nie wracała. Nie będę się dalej wdawał w poszczególne zawiłości techniczne tamtego pojazdu, ale uwierzcie mi: czułem się, jak w helikopterze
Hubeeert - 17-08-2006, 23:25
Maciek_S jak zdawałeś w PZM to jeździliśmy tym samym trupem
Anonymous - 17-08-2006, 23:41
Ja kurs robilem 3tygodnie, odrazu na egzamin i zdalem za pierwszym, jako jedyny z grupy.
Egzaminator mi mowil ze mialem jakies bledy(tzn."gdyby tu byla namalowana linia to by byla ciagla") ale mialem jedna niebezpieczna sytuacje(jak dla kursanta;)). Zakonczyl swoj wywod slowami:"ogolnie bardzo pewna jazda, szerokiej drogi".
Wedlug mnie jak ktos nie powinien jezdzic to zdaje 15razy a powinien po trzecim zostac wyslany na badania i jezeli sie nie nadaje to powinien miec zakaz prowadzenia pojazdow.
Uwazam ze nawet dobrzy kierowcy moga sie stresowac na egzaminie i dlatego oblewaja.
Ja podszedlem do egzaminu bardzo lajtowo a egzaminatora traktowalem jak zwyklego pasarzera,jezdzilem dynamicznie(wzglednie ale sie nie wloklem).Ladnie patrzylem w lusterka ruszajac cala glowa:)
W stanach dostalem prawko na ladny usmiech;)Tzn. babka byla pochodzenia niemieckiego i bywala w Polsce wiec jak jej pokazalem polskie prawko to powiedziala ze raczej nie potrzebuje egzaminu.
MakroSerwis - 18-08-2006, 23:00
Hubeeert, dokładnie, w PZM i pewnie tym samym . 93 rok. O sprzęgle nie wspomnę...
Hubeeert - 19-08-2006, 00:14
89 i max speed 70km/h z górki a instruktor jego mać próbował Cię bić po łapach jak trzymałeś rękę nadźwigni od biegów? Bo jak mnie spróbował to po tym jak usłyszał że nastepnym razem mu wpierd****e chyba się mnie bał
MakroSerwis - 19-08-2006, 12:00
Nie pamiętam dokładnie instruktora, ale był dość grzeczny. Pamiętam, że na egzaminie zapomniałem zapiąć pasów, zapiąłem je dopiero w okolicach skrzyżowania Krakusa i Wandy/Lechickiej. Instruktor powiedział tylko "ja czekam". Poprawiłem błąd i nie było konsekwencji . W porządku gość, co chwilę powtarzał "szybko jedziemy, bo nie mam czasu". Taki dziadek z WSI (teraz PK), w okularach i chyba łysy (nie pamiętam dokładnie).
PS/OT: Jak tam Twój Mirage? Wpadłem przypadkowo na użytkownika takiego samego auta, w księdze gości MKP, http://www.mitsubishiklub.pl/ksiega.asp , świeży wpis. Niestety, forum MKP nadal nie działa.
Pozdr.
Hubeeert - 19-08-2006, 12:08
DEDOOR - jest i tu zarejestrowany. Tylko że jego Mirage jest/był do remontu solidnego.
Anonymous - 18-09-2006, 22:09
a ja zdalem dopiero za ... 4 razem :/
pierwszy raz - obalny na placu za dotkniecie pacholka przy jezdzie na luku tzn juz skonczylem luk tylko wyjezdzalem na ruszanie na wzniesieniu
drugi raz - miasto i wymuszenie pierszenstwa
3 raz - zle ustawilem sie na drodze jednokierunkowej przy skrecaniu w lewo
4 raz - zdane wkoncu
saphire - 19-09-2006, 08:33
Ja zdałem za pierwszym razem choć się bałem że oblałem bo egzaminator ryknął (myślałem że na mnie) wściekle gdy gwałtownie wyheblowałem a on walnął nosem w fotel i go sobie mocno rozkwasił. Inna L'ka z panienką za kierownicą gwałtownie wjechała na mój pas więc piknie odbiłem w bok z ostrym heblem i uślizgiem tyłu, potem odpuszczenie hebla (brak abs'u) i ominięcie jej auta jednak okazało się że wypadł z auta i ją zbeształ ile wlazło a mnie powiedział że mam refleks i dobre odruchy i że zdałem Zapytał jeszcze czy aby czasem wcześniej "na lewo" nie jeździłem więc odrzekłem że conieco po szutrach i tak się skończył egzam ale było to zimą gdzieś w '87r lat temu naście a pamiętam że jeszcze 17tki nie miałem i coś koło 2 miesięcy na wydanie prawka musiałem czekać...
Anonymous - 19-09-2006, 08:40
Ja również zdałem za pierwszym razem. Również obawiałem się, że nie zdałem, z tego względu, że zdechł mi na skrzyrzowaniu ;/.
Anonymous - 19-09-2006, 10:58 Temat postu: Zdane dawno temu Ja zdałam za pierwszym razem.
Prawko robiłam dawno - 1994r. jako już mocno dorosła osoba - 30-tka mi stuknęła.
Wcześniej uważałam, że nawet jak wyjeżdżam na drogę rowerem, stwarzam niebezpieczeństwo dla innych użtkowników drogi i jako osoba odpowiedzialna nie myślałam nawet o prowadzeniu auta. Ile lat przyjemności mnie ominęło!!!!!!!
Człowiek nie wiem co dla niego dobre. Kurs jazdy to była jedna z ciekawszych przygód jakie sobie zafundowałam.
Zaczynając kurs byłam zupełną autodziewicą Pan Instruktor był cudny - dla mnie zawsze grzeczny i cierpliwy, darł się tylko na tych, co byli za szybą i przeszkadzali mi, palił na zewnątrz, gdy kręciłam się po placu. Dzielnie zniósł zwłaszcza 3 pierwsze jazdy, gdy ja skupiona byłam na wszystkich dziwnych urządzeniach w środku autka i nic kompletnie nie widziałam za szybą. Po pierwszych 10 jazdach już wiedziałam, że lubię to bardzo.
Na egzaminie moje Anioły Stróże (mam ich sporą gromadkę ) zapaliły mi po drodze same zielone światła (mamy w Suwałkach światła!!!!), piesi nie wchodzili na pasy, inni kierowcy jakoś nie przeszkadzali. Przejechałam miasto koncertowo, plac też poszedł łatwo. Zdawałam razem z moim ówczesnym mężem i miała dziką satysfakcję gdy egzaminator po przejeździe z mężem stwierdził, że jeżdżę pewniej od niego.
Ech - było pięknie!!!
Nadal lubię jeździć, może nawet za bardzo. Z Miśka czasem nie chce mi się wysiadać.
|
|
|